Dnia 12.06.2014 r. pojechaliśmy na wycieczkę do Lublina. Uczestniczyły w niej klasy I i II gim. Musieliśmy naprawdę wcześnie wstać, żeby zdążyć na zbiórkę o 6.50. Od razu po wejściu do autokaru każdy chciał zająć jak najlepsze miejsca. Niestety nie wszyscy zmieścili się na tyle.
Nasz pierwszy przystanek był aż w Lublinie, więc każdy zaopatrzył się tak, aby nie było mu nudno. Głównym środkiem rozrywki były oczywiście telefony (każdy próbował ,,podczepić się" pod jakąś sieć Wi-Fi). Osobiście wolałem pograć z kolegami w karty, aby nie marnować baterii w moim :). Droga była całkiem długa, choć nie dało się tego odczuć. Do Lublina dojechaliśmy jeszcze przed zamierzonym czasem, dlatego też poczekaliśmy sobie trochę na przewodniczkę. Na szczęście pani ta wydała się nam tak sympatyczna i słuchaliśmy jej z zainteresowaniem. Zwiedziliśmy stare miasto i wzgórze zamkowe. Następnie pojechaliśmy do ogrodu botanicznego, gdzie na samym początku zaparło nam dech w piersiach. Widoki były przepiękne. Widzieliśmy różne odmiany drzew, kwiatów i krzewów. Warto było zrobić kilka fotek. Spędziliśmy tam godzinę, po czym już wygłodniali standardowo pojechaliśmy do Mc’Donalda. Każdy zamówił to, na co miał ochotę (o ile fundusze pozwalały). Potem z pełnym brzuchem nie omieszkaliśmy spalić parę kalorii na ,,mcdonaldowej" zjeżdżalni do lat 8 (w duszy każdy jest dzieckiem, prawda?).
Naszym kolejnym celem był pałac Zamoyskich znajdujący się w Kozłówce. Tam Marek z I a założył się z panią o to, że nic go nie zadziwi we wnętrzu posiadłości. Nawiasem mówiąc, to ja zdziwiłem się, że Zamoyscy jeszcze żyją. Na początku obejrzeliśmy drzewo genealogiczne Zamoyskich, a następnie różne pokoje, komnaty i łazienkę. Urzekły nas przepych i bogactwo wnętrz pałacu. Pani przewodnik zapewniała nas, że klatka schodowa z marmuru jest zabytkowa, ale nie sprawiała takiego wrażenia. Takie zwiedzanie zajęło nam godzinę. Ciekawostką jest to, że w muzeum znajdowało się ok. 300 obrazów kupionych przez Zamoyskich oraz 50 luster. Na koniec można było kupić sobie całkiem fajne pamiątki. Po wyjściu z pałacu spacerowaliśmy po pięknych, kwiecistych ogrodach, a następnie udaliśmy się do pobliskiej restauracji na lody. Marek twierdził, że nic go nie zaskoczyło, ale był takim gentelmanem, że (chyba) postawił pani Brzyskiej lody. Po chłodnym deserze udaliśmy się do autokaru w drogę powrotną Oczywiście już nikt nie oszczędzał chipsów.
Według mnie warto było na tę wycieczkę pojechać i jestem zadowolony z tego, że mogłem w niej uczestniczyć. Nikt z uczestników nie narzekał, przeciwnie. Żałuję jedynie tych, którzy nie chcieli jechać, mimo że były wolne miejsca.
Kuba Kleszko, kl. I a